Już
nie Potter a Slytherin
Ból rozchodził się po całym jego ciele. Palący,
niemiłosierny i niespodziewany. Nie potrafił tego zatrzymać. Czuł jak każda
kosteczka w jego ciele jest łamana, a mięśnie i skóra rozrywana. Trwało to już
kilka godzin.
Ale wraz z bólem pojawiało się zrozumienie, nie był Harrym
Potterem był przeklętym Salazarem Slytherinem!
Przeklęty… To wszystko przez Rowenę i jej głupie
przepowiednie. I Dumbledore… To on użył tego czaru na martwym noworodku.
Przeklęty niech będzie dzień, w którym został zdradzony. Przeklęty niech będzie
Dumbledore i ta wiedźma Rowena. Przeklęty niech będzie ten świat. Skoro zarazą
był dla niego Voldemort to on stanie się plagą, której nikt nie zatrzyma.
- To wasza wina!- Wrzasnął.- Godryku zniszczę to, co ukochałeś najbardziej. Helgo, ty podła zdradziecka… I ty myślałaś, że wykorzystując moje uczulenie zabijesz mnie. Prawie ci się udało, stara krowo. I ty wiedźmo! Moja przyjaciółko odwróciłaś się ode mnie… To boli bardziej niż przemiana.. Och, Tom! Już nie mogę się doczekać naszego spotkania. Ale się zdziwisz… Niech to się skończy… Tak boli… Zniszczę…
- To wasza wina!- Wrzasnął.- Godryku zniszczę to, co ukochałeś najbardziej. Helgo, ty podła zdradziecka… I ty myślałaś, że wykorzystując moje uczulenie zabijesz mnie. Prawie ci się udało, stara krowo. I ty wiedźmo! Moja przyjaciółko odwróciłaś się ode mnie… To boli bardziej niż przemiana.. Och, Tom! Już nie mogę się doczekać naszego spotkania. Ale się zdziwisz… Niech to się skończy… Tak boli… Zniszczę…
Krzyczał zdzierając gardło. Czuł jak opada z sił, a jego ból
nie malał.
Już nie krzyczał. Tylko słabe pojękiwanie wydobywało się z
jego ust.
Czuł się upokorzony. Tak dumny, a tak upodlony.
To wszystko wina tych przeklętych mugoli. Szlamy! A chciał
tylko uratować tą dziewczynkę i jak mu się odwdzięczyli?!
Opadł całkowicie z sił, ale nie stracił przytomności. Nie
czuł też już bólu, tylko delikatne mrowienie na skórze.
Z jękiem spróbowała wstać. Powoli, bez pośpiechu zmuszał
mięśnie do wysiłku. Zataczając się podszedł do drzwi a następnie korytarzem do
łazienki. Szczęście mu dopisywało nikt go nie zatrzymał. Podszedł do umywalki i
opierając się o nią spojrzał w lustro.
Szarpnął głową zaskoczony. Jego odbicie było makabryczne,
twarz cała we krwi, wszędzie fioletowo-zielone plamy. Włosy ściśle przylegały
do czaszki posklejane potem i krwią. I zielone niegdyś oczy były teraz
szkarłatne.
Uniósł zakrwawioną dłoń, dotykając twarzy. Nawet przy takim
delikatnym dotknięciu jego skóra pękała zalewając świeżą krwią brudny policzek.
Zniesmaczony zerknął w dół. Ubranie go niemiłosiernie
uwierało, wiec szybko się go pozbył. Z zadowoleniem spojrzał na swój nagi tors,
teraz ładnie umięśniony. Zdał sobie sprawę z tego, że też urósł. Sporo urósł. Przyglądał
się w lustrze dość długo, aż nabrał pewności, że może spokojnie wejść pod
prysznic nie wywołując przy okazji krwawienia.
Letnia woda obmyła delikatnie jego zmaltretowane ciało,
przynosząc zasłużoną ulgę. Nie żałował też mydła, delektując się miłym zapachem
lawendy. Spłukał pianę, po czym wyszedł z pod prysznica by ponownie stanąć
przed lustrem.
To, co ujrzał niezmiernie go zadowoliło. Sińce zniknęły
ukazując przystojne arystokratyczne rysy twarzy. Kruczo-czarne włosy podkreślały
jego bladą karnację, wydobywając z jego oczu tajemniczy blask.
- Salazar Slytherin- szepnął ochryple.
Co prawda to ciało różniło się od jego wcześniejszego, ale
kogo to obchodzi?
Zostawiając mokre ślady na podłodze wrócił do pokoju. Bez
pośpiechu znalazł czyste ubranie, a następnie zszedł na dół. Stanął przed
małymi drzwiami prowadzącymi do komórki, gdzie przez wiele lat był jego pokój,
a teraz trzymane były jego rzeczy.
Delikatnym ruchem nadgarstka otworzył drzwi. Spojrzał z
czułością na kufer. Delikatnie, niemal pieszczotliwym gestem dotknął jego powierzchnię. Tak. To była jego własność.
Niecierpliwie otworzył zamek i podniósł wieko. Szybko
odnalazł spojrzeniem swoją różdżkę. Zawahał się. Przełknął ciężko ślinę
chwytając smukły patyk lewą dłonią. Skrzywił się. Różdżka nie pasowała. Kiedyś
gładka i przyjemna w dotyku teraz była chropowata, odrzucała go.
- Jaka szkoda- westchnął ciężko.- Lubiłem ją.
Machnięciem, reki zmniejszył swoje rzeczy i wrzucił do
kieszeni, zaś jego postać zniknęła w zielonych płomieniach.
Wylądował na kolanach w błocie. Czuł się zdezorientowany.
Dawno nie używał tego typu magii a dodatkowo nie użył różdżki.
Zapamiętać. Magia bezróżdżkowa wyższej klasy po za
zasięgiem.
Na razie…
Podniósł się powoli czując lekkie zawroty głowy. Zamrugał
kilka razy, po czym rozejrzał się po okolicy, w której się znalazł.
- A jednak nadal potrafię dostać się wszędzie- szepnął do
siebie rozpoznając ulicę Śmiertelnego Nokturnu.
Potrząsając głową wstał dość chwiejnie. Nikt jednak nie
zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Swoje kroki skierował do starego sklepu, w
którym miał już kiedyś okazje być. Bargin i Burkes.
Powitał go ponury wystrój wnętrza. Przeszedł wzdłuż
szklanych gablot zatrzymując wzrok, co na ciekawszych artefaktach.
Jak ten świat się zmienił. Tyle wspaniałych rzeczy powstało,
ale za to jesteśmy u schyłku istnienia. Kiedyś się nas bano…
- W czym mogę pomóc?- Niespodziewanie obok niego pojawił się
niski, starszy mężczyzna w znoszonych szatach.
- Szukam różdżki- mruknął cichym lekko syczącym głosem.
- Niestety źle pan trafił- staruszek uśmiechnął się do niego
krzywo.
- Czwarty regał na zapleczu, szósta szuflada od lewej,
zielona skrzynka z zamkiem w kształcie orła- wyrecytował znudzonym głosem.
- S-skąd?- Paciorkowate ciemne oczy sprzedawcy otworzyły się
szerzej ze zdziwienia.
- To moja tajemnica- Salazar odgarnął niecierpliwie z czoła
kosmyk włosów.- Proszę przynieść.
- Oczywiście.
Wrócił spojrzeniem do gabloty obok której stał. Moją uwagą
przykuła srebrna prosta opaska, obok której leżał wykonany z srebra i jadeitu
mały bazyliszek. Podziwiałem zachłannie ozdobę, nie mogąc się doczekać, kiedy
też dostanę ja w swoje ręce. Kiedyś opaski noszone przez arystokratów były
modne dziś zaś ich unikano. Zapragnąłem przywrócić dawne zwyczaje.
- Piękny wyrób- obok mnie pojawił się sprzedawca ze
wspomniana przeze mnie skrzynką pod pachą.- Jednak w dzisiejszych czasach
czarodzieje unikają takich ozdób. A kobiety wolą inną biżuterie.
- Nie wiedzą, co tracą- szkarłatne oczy błysnęły dziwnym
blaskiem.- Wezmę ją.
- Cieszy mnie to- starzec zatarł z zadowoleniem sękate
dłonie, po czym wrócił za ladę.- Oto różdżki.
Sprawnie rozpakował kilka starych opakowań z różnymi
insygniami rodowymi. Salazar dotknął każdej z nich lekko lewą dłonią i czuł, co
raz większy zawód.
- Żadna z nich- oznajmił.
- A może… O ile będziesz potrafił otworzyć to pudełko.
Sprzedawca podał mu prostokątne czarne pudełko z wielką złotą
literą „P” w szkarłatnych płomieniach. Długie, blade palce Pottera pogładziły
gładka powierzchnię wieka. Tak dawno nie widział tego znaku… znaku Pendragonów.
Och, Leoni… Moja słodka, mała siostrzyczko. Czy to jest TO?
Czy zabezpieczyłaś moje dzieło?
Drżąc z niecierpliwości przycisnął kciuk do znaku. Małe
ukucie potwierdziło jego przepuszczenia, co do sposobu otwarcia. Krew wypełniła
małe, wcześniej nie widoczne dla oka wgłębienia tworząc napis w wężskrypcie.
- Wiecznie związani krwią- wysyczał a
czerwone linie stały się czarne, pudełko rozleciało się zostawiając w jego
dłoniach tylko różdżkę. – Tak jak myślałem.
Biała różdżka o delikatnie niebieskim zabarwieniu, idealnie
wpasowała się w jego dłoń. Była wykonana z drzewa jabłoni, tak dużo czasu
poświęcił na jej stworzenie, z podwójnym rdzeniem pióro: Feniksa Wodnego
połączone z włosem Dwurożca Czarnego. 12 ½ cala.
Tak dużo
eksperymentów, prób i wybuchów złości. Tak bardzo chciałem by wyszło idealnie. Dla
Roweny. Dla mojej przyjaciółki. I jeszcze po jednej dla Helgi i Godryka.
I moja, której nigdy
nie użyłem. Nie zdążyłem…
Czuł jak krew się w nim burzy.
Kiedyś moje różdżki
miały służyć dobru. Z tą myślą je tworzyłem, a teraz sam zmienię ich
przeznaczenie. Splamię krwią…
- Czy masz inne z tym znakiem?- Zapytał niby obojętnie.
- Niestety nie- padła odpowiedź.
- Szkoda.- Szybkim ruchem wskazał na sprzedawcę różdżką i
wysyczał zaklęcie.- Commoe Oblivii.
Następnym machnięciem spakował pozostałe różdżki i przeniósł
je do szuflady na zapleczu. Chwilę później stał znowu nad gablotą z opaską.
- T-tak- mężczyzna stojący za ladą w końcu otrząsną się z
chwilowego zamroczenia.- Ta opaska na pewno się panu spodoba. Ma kilka
ciekawych magicznych właściwości.
Dowiedział się, że sama opaska jest stworzona przy pomocy
magii druidów w V wieku i ma wplecione w siebie zaklęcia ochronne przed atakami
mentalnymi, zaś ozdoba została wykonana niemal trzysta lat później dla Nikołaja
Pawłowa, przez chińskiego maga duchowego. Bazyliszek ożywał przy kontakcie z czarodziejem,
do którego należał i miał za zadanie go chronić.
W ten o to sposób bardzo potężny ochronny artefakt znalazł
się w posiadaniu młodego czarodzieja. Zadowolony z zakupu udał się do
Gringotta, odwiedzając skrytkę Potterów a następnie tajną skrytkę Sltyherinów.
Była taka, jaką ją zostawił. Nic się nie zmieniło. Z zadowoleniem
odnalazł swoje rzeczy: księgi, miecz, sygnety i bransoletę.
Na odchodne kazał goblinom przenieść zawartość skrytki 687
do 397, a
następnie udał się do Dziurawego Kotła, gdzie wynajął pokój.
Commoe Oblivii łac.
Commoetaculi- różdżka
Oblivii- zapomnieć
No to zaczynamy. Jestem chora i mam dużo czasu na czytanie.
OdpowiedzUsuńCiekawie się zaczyna więc idę dalej.
M.