poniedziałek, 12 listopada 2012

Prolog


    Już nie Potter a Slytherin
Ból rozchodził się po całym jego ciele. Palący, niemiłosierny i niespodziewany. Nie potrafił tego zatrzymać. Czuł jak każda kosteczka w jego ciele jest łamana, a mięśnie i skóra rozrywana. Trwało to już kilka godzin.


Ale wraz z bólem pojawiało się zrozumienie, nie był Harrym Potterem był przeklętym Salazarem Slytherinem!
Przeklęty… To wszystko przez Rowenę i jej głupie przepowiednie. I Dumbledore… To on użył tego czaru na martwym noworodku. Przeklęty niech będzie dzień, w którym został zdradzony. Przeklęty niech będzie Dumbledore i ta wiedźma Rowena. Przeklęty niech będzie ten świat. Skoro zarazą był dla niego Voldemort to on stanie się plagą, której nikt nie zatrzyma.
- To wasza wina!- Wrzasnął.- Godryku zniszczę to, co ukochałeś najbardziej. Helgo, ty podła zdradziecka… I ty myślałaś, że wykorzystując moje uczulenie zabijesz mnie. Prawie ci się udało, stara krowo. I ty wiedźmo! Moja przyjaciółko odwróciłaś się ode mnie… To boli bardziej niż przemiana.. Och, Tom! Już nie mogę się doczekać naszego spotkania. Ale się zdziwisz… Niech to się skończy… Tak boli… Zniszczę…
Krzyczał zdzierając gardło. Czuł jak opada z sił, a jego ból nie malał.
Już nie krzyczał. Tylko słabe pojękiwanie wydobywało się z jego ust.
Czuł się upokorzony. Tak dumny, a tak upodlony.
To wszystko wina tych przeklętych mugoli. Szlamy! A chciał tylko uratować tą dziewczynkę i jak mu się odwdzięczyli?!
Opadł całkowicie z sił, ale nie stracił przytomności. Nie czuł też już bólu, tylko delikatne mrowienie na skórze.
Z jękiem spróbowała wstać. Powoli, bez pośpiechu zmuszał mięśnie do wysiłku. Zataczając się podszedł do drzwi a następnie korytarzem do łazienki. Szczęście mu dopisywało nikt go nie zatrzymał. Podszedł do umywalki i opierając się o nią spojrzał w lustro.
Szarpnął głową zaskoczony. Jego odbicie było makabryczne, twarz cała we krwi, wszędzie fioletowo-zielone plamy. Włosy ściśle przylegały do czaszki posklejane potem i krwią. I zielone niegdyś oczy były teraz szkarłatne.
Uniósł zakrwawioną dłoń, dotykając twarzy. Nawet przy takim delikatnym dotknięciu jego skóra pękała zalewając świeżą krwią brudny policzek.
Zniesmaczony zerknął w dół. Ubranie go niemiłosiernie uwierało, wiec szybko się go pozbył. Z zadowoleniem spojrzał na swój nagi tors, teraz ładnie umięśniony. Zdał sobie sprawę z tego, że też urósł. Sporo urósł. Przyglądał się w lustrze dość długo, aż nabrał pewności, że może spokojnie wejść pod prysznic nie wywołując przy okazji krwawienia.
Letnia woda obmyła delikatnie jego zmaltretowane ciało, przynosząc zasłużoną ulgę. Nie żałował też mydła, delektując się miłym zapachem lawendy. Spłukał pianę, po czym wyszedł z pod prysznica by ponownie stanąć przed lustrem.
To, co ujrzał niezmiernie go zadowoliło. Sińce zniknęły ukazując przystojne arystokratyczne rysy twarzy. Kruczo-czarne włosy podkreślały jego bladą karnację, wydobywając z jego oczu tajemniczy blask.
- Salazar Slytherin- szepnął ochryple.
Co prawda to ciało różniło się od jego wcześniejszego, ale kogo to obchodzi?
Zostawiając mokre ślady na podłodze wrócił do pokoju. Bez pośpiechu znalazł czyste ubranie, a następnie zszedł na dół. Stanął przed małymi drzwiami prowadzącymi do komórki, gdzie przez wiele lat był jego pokój, a teraz trzymane były jego rzeczy.
Delikatnym ruchem nadgarstka otworzył drzwi. Spojrzał z czułością na kufer. Delikatnie, niemal pieszczotliwym gestem dotknął jego powierzchnię.  Tak. To była jego własność.
Niecierpliwie otworzył zamek i podniósł wieko. Szybko odnalazł spojrzeniem swoją różdżkę. Zawahał się. Przełknął ciężko ślinę chwytając smukły patyk lewą dłonią. Skrzywił się. Różdżka nie pasowała. Kiedyś gładka i przyjemna w dotyku teraz była chropowata, odrzucała go.
- Jaka szkoda- westchnął ciężko.- Lubiłem ją.
Machnięciem, reki zmniejszył swoje rzeczy i wrzucił do kieszeni, zaś jego postać zniknęła w zielonych płomieniach.
Wylądował na kolanach w błocie. Czuł się zdezorientowany. Dawno nie używał tego typu magii a dodatkowo nie użył różdżki.
Zapamiętać. Magia bezróżdżkowa wyższej klasy po za zasięgiem.
Na razie…
Podniósł się powoli czując lekkie zawroty głowy. Zamrugał kilka razy, po czym rozejrzał się po okolicy, w której się znalazł.
- A jednak nadal potrafię dostać się wszędzie- szepnął do siebie rozpoznając ulicę Śmiertelnego Nokturnu.
Potrząsając głową wstał dość chwiejnie. Nikt jednak nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Swoje kroki skierował do starego sklepu, w którym miał już kiedyś okazje być. Bargin i Burkes.
Powitał go ponury wystrój wnętrza. Przeszedł wzdłuż szklanych gablot zatrzymując wzrok, co na ciekawszych artefaktach.
Jak ten świat się zmienił. Tyle wspaniałych rzeczy powstało, ale za to jesteśmy u schyłku istnienia. Kiedyś się nas bano…
- W czym mogę pomóc?- Niespodziewanie obok niego pojawił się niski, starszy mężczyzna w znoszonych szatach.
- Szukam różdżki- mruknął cichym lekko syczącym głosem.
- Niestety źle pan trafił- staruszek uśmiechnął się do niego krzywo.
- Czwarty regał na zapleczu, szósta szuflada od lewej, zielona skrzynka z zamkiem w kształcie orła- wyrecytował znudzonym głosem.
- S-skąd?- Paciorkowate ciemne oczy sprzedawcy otworzyły się szerzej ze zdziwienia.
- To moja tajemnica- Salazar odgarnął niecierpliwie z czoła kosmyk włosów.- Proszę przynieść.
- Oczywiście.
Wrócił spojrzeniem do gabloty obok której stał. Moją uwagą przykuła srebrna prosta opaska, obok której leżał wykonany z srebra i jadeitu mały bazyliszek. Podziwiałem zachłannie ozdobę, nie mogąc się doczekać, kiedy też dostanę ja w swoje ręce. Kiedyś opaski noszone przez arystokratów były modne dziś zaś ich unikano. Zapragnąłem przywrócić dawne zwyczaje.
- Piękny wyrób- obok mnie pojawił się sprzedawca ze wspomniana przeze mnie skrzynką pod pachą.- Jednak w dzisiejszych czasach czarodzieje unikają takich ozdób. A kobiety wolą inną biżuterie.
- Nie wiedzą, co tracą- szkarłatne oczy błysnęły dziwnym blaskiem.- Wezmę ją.
- Cieszy mnie to- starzec zatarł z zadowoleniem sękate dłonie, po czym wrócił za ladę.- Oto różdżki.
Sprawnie rozpakował kilka starych opakowań z różnymi insygniami rodowymi. Salazar dotknął każdej z nich lekko lewą dłonią i czuł, co raz większy zawód.
- Żadna z nich- oznajmił.
- A może… O ile będziesz potrafił otworzyć to pudełko.
Sprzedawca podał mu prostokątne czarne pudełko z wielką złotą literą „P” w szkarłatnych płomieniach. Długie, blade palce Pottera pogładziły gładka powierzchnię wieka. Tak dawno nie widział tego znaku… znaku Pendragonów.
Och, Leoni… Moja słodka, mała siostrzyczko. Czy to jest TO? Czy zabezpieczyłaś moje dzieło?
Drżąc z niecierpliwości przycisnął kciuk do znaku. Małe ukucie potwierdziło jego przepuszczenia, co do sposobu otwarcia. Krew wypełniła małe, wcześniej nie widoczne dla oka wgłębienia tworząc napis w wężskrypcie.
- Wiecznie związani krwią- wysyczał a czerwone linie stały się czarne, pudełko rozleciało się zostawiając w jego dłoniach tylko różdżkę. – Tak jak myślałem.
Biała różdżka o delikatnie niebieskim zabarwieniu, idealnie wpasowała się w jego dłoń. Była wykonana z drzewa jabłoni, tak dużo czasu poświęcił na jej stworzenie, z podwójnym rdzeniem pióro: Feniksa Wodnego połączone z włosem Dwurożca Czarnego. 12 ½ cala.
Tak dużo eksperymentów, prób i wybuchów złości. Tak bardzo chciałem by wyszło idealnie. Dla Roweny. Dla mojej przyjaciółki. I jeszcze po jednej dla Helgi i Godryka.
I moja, której nigdy nie użyłem. Nie zdążyłem…
Czuł jak krew się w nim burzy.
Kiedyś moje różdżki miały służyć dobru. Z tą myślą je tworzyłem, a teraz sam zmienię ich przeznaczenie. Splamię krwią…
- Czy masz inne z tym znakiem?- Zapytał niby obojętnie.
- Niestety nie- padła odpowiedź.
- Szkoda.- Szybkim ruchem wskazał na sprzedawcę różdżką i wysyczał zaklęcie.- Commoe Oblivii.
Następnym machnięciem spakował pozostałe różdżki i przeniósł je do szuflady na zapleczu. Chwilę później stał znowu nad gablotą z opaską.
- T-tak- mężczyzna stojący za ladą w końcu otrząsną się z chwilowego zamroczenia.- Ta opaska na pewno się panu spodoba. Ma kilka ciekawych magicznych właściwości.
Dowiedział się, że sama opaska jest stworzona przy pomocy magii druidów w V wieku i ma wplecione w siebie zaklęcia ochronne przed atakami mentalnymi, zaś ozdoba została wykonana niemal trzysta lat później dla Nikołaja Pawłowa, przez chińskiego maga duchowego. Bazyliszek ożywał przy kontakcie z czarodziejem, do którego należał i miał za zadanie go chronić.
W ten o to sposób bardzo potężny ochronny artefakt znalazł się w posiadaniu młodego czarodzieja. Zadowolony z zakupu udał się do Gringotta, odwiedzając skrytkę Potterów a następnie tajną skrytkę Sltyherinów.
Była taka, jaką ją zostawił. Nic się nie zmieniło. Z zadowoleniem odnalazł swoje rzeczy: księgi, miecz, sygnety i bransoletę.
Na odchodne kazał goblinom przenieść zawartość skrytki 687 do 397, a następnie udał się do Dziurawego Kotła, gdzie wynajął pokój.


Commoe Oblivii łac.
Commoetaculi- różdżka
Oblivii-  zapomnieć

1 komentarz:

  1. No to zaczynamy. Jestem chora i mam dużo czasu na czytanie.
    Ciekawie się zaczyna więc idę dalej.
    M.

    OdpowiedzUsuń