piątek, 23 listopada 2012

Rozdział 05


Jak coś się wali to na całej linii…
Wspomnienia inne niż mówi historia..

 Aaa! Chowa się za biurkiem i wystawia białą flagę. Poddaję się, WYBACZCIE. Nowa notka już była, ale musiałam jeszcze poprawić kilka zdań. Nawet do głowy mi nie przyszło z WAS kpić. To nie było planowane. Taka chwilowa przerwa. Przepraszam, że Was rozzłościłam. Oto trochę poplątany rozdział. Za dużo tego pewnie trochę.. 


Czuł jakby stratowało go stado hipogryfów, a głowę rozsadzał nieznośny ból. Z cichym jękiem usiadł odrzucając przyjemnie ciepłą kołdrę. Kontem oka zarejestrował, że ktoś obok niego leży, lecz to było teraz nie ważne. Ból się nasilił.
- Ven?- Sapnął czując falę mdłości.
- Robię, co mogę- cichy syk wydał mu się niesamowicie głośny, zadygotał chowając głowę w ramionach.
Powoli przekręcił głowę w bok, po czym ostrożnie wyciągnął dłoń w stronę śpiącej postaci, potrząsnął nią.
Snape gwałtownie usiadł wyrwany z objęć Morfeusza wywołując tym samym zawroty głowy u Salazara, który opadł z jękiem na poduszkę.
- Teresinie, moja głowa- zakwilił.
- Potter, co ci?
- Ciszej- syknął.- Głowa mi pęka.
- Więc mi powiedz co się dzieje- głos Severusa nadal był nieprzyjemny ale o wiele cichszy.
Szmaragdowo-zielone oczy spojrzały na niego uważnie, a ich właściciel dokładnie się zastanawiał, czy powiedzieć prawdę. Nie chciał być zależny od szlamy, ale w tym momencie nie miał innego wyboru.
- Moje ciało nie jest przyzwyczajone do takich wybuchów mocy- szepnął.- Każde będzie się kończyć strasznym bólem. Nie dobrze mi.
- Powiedz mi jak stąd wyjść, przyniosę jakiś eliksir.
Salazar przymknął powieki czując nową falę zawrotów.
- Ven- mruknął.- On panu pomoże.
Snape początkowo nie załapał, o co chodzi, dopiero małe poruszenie we włosach chłopaka, skupiło jego spojrzenie na małym jadeitowym bazyliszku.
- Tylko leż spokojnie, kiedy mnie nie będzie.
- Nie jestem dzieckiem Ven.
- Ale tak się zachowujesz.
Harry uniósł powoli dłoń i odpiął ozdobę od opaski, po czym niezgrabnie wręczył czekającemu profesorowi.
- Proszę się pośpieszyć- ponaglił słabo zamykając oczy, powstrzymując jednocześnie jęk.
Czuł jak ból wzrasta, nie bolała już go tylko głowa. Co raz trudniej było mu złapać oddech, a mięśnie paliły żywym ogniem.
- Przeciw bólowy- wyjęczał, za znikającym w drzwiach Severusem.
Mężczyzna stanął przed drzwiami a z dłoni, w której trzymał bazyliszka wydobył się syk, otwierając je. Nie zastanawiając się nad tym ruszył przed siebie. Znowu usłyszał krotki rozkazujący syk a jego oczom pojawiło się przejście. Wypadł przez nie, czym prędzej.
Wolny.. Był wolny.
Nieznaczny uśmiech rozjaśnił jego oblicze, a później przypomniał sobie o cierpiącym Potterze. Ktoś zaatakował jego osłony chroniące umysł i usłyszał rozwścieczony, syczący głoś:
Pośpiesz się.
Niechętnie ruszył w stronę swoich pokoi, gdzie szybko odnalazł potrzebne eliksiry. Złapał jeszcze karafkę z winem i tabliczkę czekolady. Koniecznie musiał coś zjeść.
Powiewając szatami powrócił do przejścia.
- Profesorze, Snape! Dzięki ci Salazarze- w jego kierunku biegł jeden ze Ślizgonów: Draco Malfoy.- Wszędzie pana szukam.
- Czy coś się stało, panie Malfoy?- Spytał, niecierpliwie zerkając na niego.
- Kilkoro Ślizgonów jest w skrzydle szpitalnym. Było starcie z gryfonami.- Chłopak skrzywił się nieznacznie.- Dyrektor również pana szuka.
Snape westchnął. Musiał się tym zająć. Powiadomić rodziny poszkodowanych.
Ani się waż- rozbrzmiał znowu głos w jego głowie.- Unieś mnie tak bym widział ścianę.
Severus powstrzymując grymas bólu zrobił, co mu kazano.
- Profesorze?- Draco patrzył na swojego opiekuna nierozumiejącym wzrokiem, w tedy zobaczył znajomy kształt.
- Bastet- usłyszeli niecierpliwy syk.
Paciorkowate oczy bazyliszka przeszukały kamienną ścianę w poszukiwaniu napisu. Był tam. Ledwo widoczny:
Królowa Węży…
Ven, odetchnął z ulgą, na szczęście znał odpowiedź.
- Fea…
Ściana zafalowała ukazując przejście.
- Co to jest?- Ślizgon spoglądał wstrząśnięty to na nauczyciela to na tunel.
Nie doczekał się odpowiedzi. Mistrz Eliksirów żwawo ruszył przed siebie. Draco zaś nie namyślając się długo poszedł za nim. Był oszołomiony tym wszystkim, ale też podekscytowany nową przygodą. Kiedy weszli do zrujnowanego salonu zatrzymał się zafascynowany. Czuło się tu niesamowicie potężną magię. Zaczął się ciekawie wszystkiemu przyglądać.
Severus zaś ignorując swojego ucznia wszedł do sypialni. Potter leżał tak jak go zostawił. Tylko grymas bólu i pot ozdobiły w tym czasie jego twarz.
- Potter- starał się by jego głos był cichy, ale twarz nastolatka i tak spięła się z bólu.- Musisz to wypić.
Odkorkował pierwszą buteleczkę podtykając ją Harry’emu pod nos. Powieki chłopaka uniosły się delikatnie, a on sam z wysiłkiem starał się podnieść z posłania. Snape z niezadowoleniem wypisany na twarzy podłożył mu ramie pod plecy i pomógł usiąść. Następnie wlał ciemnogranatową ciecz w uchylone wargi Pottera.
Gorzki nieprzyjemny płyn spłynął mu do gardła, przyprawiając go o odruchy wymiotne. Następny eliksir wcale nie był lepszy.
Mijały wolno minuty, a ból stopniowo ustępował. Harry uchylił powieki ukazując światu krwistoczerwone tęczówki. Usłyszał gdzieś z boku zaskoczone sapniecie, ale się nim nie przejął.
- Oczy- upomniał go syk Vena.
Salazar przymknął powieki by zmienić kolor oczu. Zamrugał, po czym powoli wstał.
- Coś nie tak profesorze?- Spytał sarkastycznie.- Jak nic, to proszę oddać mi Vena.
- Vena?- Mężczyzna nadal oszołomiony w pierwszej chwili nie zrozumiał polecenia.- Och..
 Oddał niechętnie trzymaną ozdobę. W jakiś niewytłumaczalny dla niego sposób zapragnął zatrzymać Vena dla siebie. Pragnienie to było tak silne, że ledwie się mu oparł. Spojrzał na wykrzywioną w drwiący sposób twarz nastolatka, tak jakby wiedział, o czym myśli w tej chwili jego profesor.
Powolnym, wystudiowanym ruchem, patrząc w czarne oczy Mistrza Eliksirów, umieścił ozdobę na swoim miejscu. Bazyliszek z zadowoleniem przepełzł w kierunku lewego ucha swojego Pana, śledzony zazdrosnym spojrzeniem Severusa.
- Uzależniająca, nieprawdaż- Salazar uśmiechnął się przebiegle.
- Słucham?- Mężczyzna zdezoriętowany skupił znowu uwagę na młodym czarodzieju. Co się ze mną dzieje? Dlaczego tak reaguje?
- Magia, która w nim płynie- uśmiech zbladł przyćmiony nową falą bólu.- Eliksiry nie działają.
Snape zmarszczył brwi na tą wiadomość. Jego eliksiry zawsze działały.
- Chyba mnie trochę za bardzo poniosło- Harry przyjrzał się ruinie, którą sam stworzył.- Moje księgi…
Zdjęty nagłym strachem podniósł lewą dłoń z magiczną bransoletą i szybki ruchem sprawdził jej zawartość, ale jego drogocennego zbioru nie było.
- Nich mnie hipogryf kopnie- zaklął pocierając jednocześnie z zrezygnowaniem nasadę nosa.- Agryh. Jak mogłem okazać się takim kretynem?
- Nawet wielkiemu Slazarowi Slytherinowi widocznie się to zdarza- zaszydził Ven.- Od powrotu do Hogwartu zachowujesz się nieracjonalnie. I ponoć wspominałeś coś o swoim legendarnym opanowaniu.
- Zamknij się- odwarknął niemiło.- Nawet nie masz pojęcia, jaki denerwujący jest sam fakt, że znowu jestem nastolatkiem.
- Hormony buzują?- Ven zachichotał w ten swój denerwujący sposób.
- A chcesz dostać Colorimutio?
Ven prychnął oburzony, chowając swój srebrzysto-jadeitowe łebek w czarnych kosmykach Salazara, po czym gwałtownie go cofnął.
- Musisz się umyć- oznajmił z bezlitosną nutką w głosie.- Śmierdzisz.
- Ugghhh- Salazar warknął, ignorując złośliwy chichot.
Rozdrażniony rozejrzał się po pustym pomieszczeniu.
- A ten, kiedy się zmył?- Mruknął niepocieszony.- Głupi, Snape.
Severus Snape mimo tego, co sądził o nim Harry nie był głupi. Widział, kiedy zależy się ulotnić (zazwyczaj). Ostrożność kazała mu, więc wyjść, kiedy tylko Potter zaczął dyskusję ze swoim strażnikiem. Zastanawiała go dziwna postawa chłopaka, oraz ta dziwna barwa jego oczu. To nie było normalne. Westchnął nagle niepocieszony faktem, że musiał oddać Vena, wszedł do salonu, gdzie zastał Draco badającemu się jakiemuś przedmiotowi. Dopiero po chwili rozpoznał w tym przedmiocie tarczę z herbem Slytherina.
Mężczyzna zmarszczył brwi w lekkim niedowierzaniu. Malfoy bez problemu dotykał wspaniałego znaleziska, kiedy on miał z tym problemy. Nie było też widać nigdzie tych małych wyładowań.
- Dziwne- mruknął, ściągając na siebie spojrzenie szarych oczu.
Salazar, który przyszedł tu za mężczyzną również był zaskoczony. Nikt, absolucie nikt nie miął prawa dotykać tej tarczy. Tylko on, Septimusa i Leonia. Żaden dziedzic, nie powinien jej dotykać, więc jak na Czarne Moce udało się to Malfoyowi.
- Też mnie to ciekawi- warknął niemiło, podchodząc do blondyna i wyrywając mu tarczę z dłoni.
- Potter, a ty, co tu robisz?
Bladą twarz bruneta ozdobił szyderczy uśmiech.
- Wychodzimy stąd- oznajmił, chowając pamiątkę.
Snape jednak zignorował jego rozkaz naprawiając jakiś zepsuty fotel i siadając na nim. Chłopcy z niedowierzaniem patrzyli jak ich profesor wyciąga tabliczkę czekolady i powolnym ruchem otwiera opakowanie. Odłamał kawałek i z lubością włożył do ust.
- Mymm- zamruczał, przymykając oczy z przyjemnością.
Draco zachichotał opętańczo, siadając na brudnej podłodze.
- Siadaj Potter- machnął dłonią wskazując miejsce obok siebie.- Przez najbliższe półgodziny się stąd nie ruszymy.
- Skąd ta pewność- Sal przesunął się powoli tak by widzieć twarz mężczyzny.- Wydaje się być pogrążony w swoim świecie…
- To jeszcze nic- Malfoy wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby w diabelskim uśmiechu.- On jest uzależniony od czekolady. Dosłownie.
- Dlaczego mi to mówisz?- Brunet stał się podejrzliwy.
- Och, daj spokój- Draco przewrócił wymownie oczami.- Gdyby nie chciał, że byś wiedział to by się tak nie odsłaniał.
- Albo coś ode mnie chce…
- To pewnie też. Wuj nie lubi dzielić się swoimi tajemnicami, zazwyczaj chce coś w zamian.
Harry kopnął rozłoszczony jakiś zniszczony mebel, po czym transmutował go w wygodny fotel. Nagle perspektywa obserwacji Mistrza Eliksirów w takim stanie wydała mu się bardzo interesująca.
Uzależniony od czekolady? To da się wykorzystać..
Zmarszczył brwi.
- Wuj?- Spytał przenosząc uważne spojrzenie na blondyna.
Malfoy drgnął a jego blade za zwyczaj policzki zaróżowiły się delikatnie.
- Przesłyszałeś się- burknął obrażony.
No, no, no… To może być również przydatne. Może jednak nie stracę na darmo trochę czasu.
W tym czasie Severus wyją swoją kryształową karafkę wypełniona czerwonym słodkim winem. Pociągnął solidny łyk wprost z ozdobnej butelki, ignorując wszystkie wymogi etykiety.
Salazar wytrzeszczył oczy na taki brak manier, za to Draco traktował tą sytuację jak coś naturalnego.
Pomyliłem się. On nie jest ciekawy, jest odrażający. Czego ja się spodziewałem po szlamie?- Potarł nasadę nosa w irytacji.- Muszę się stąd wynieść.
- Potter- Snape poczekał aż na niego spojrzą te szmaragdowe oczy, teraz wypełnione niechęcią i obrzydzeniem.- Jaki delikatny.- Warknął Mistrz Eliksirów.- Nie wiem jak ty, ale ja muszę jeść i pić. Minęło, co najmniej 24 godziny od mojego ostatniego posiłku. Więc wybacz ten brak manier. Ale to nie jest najważniejsze. Powiedz mi gdzie my jesteśmy?
Sal obdarzył go cierpkim uśmiechem. Czuł jednak, że ta nić sympatii do tego mężczyzny całkowicie nie zniknęła.
- Prywatne pokoje Salazara Slytherina- oznajmił chłodno.
Snape i Malfoy wymienili zaskoczone spojrzenia.
- Skąd wiedziałeś gdzie ich szukać?- Draco zadał najbardziej nurtujące go pytanie. Przecież Potter już wcześniej chciał się tu dostać.
Ten w odpowiedzi wyją „Historię Hogwartu” i otworzył na właściwej stronie.
- Zaciekawiło mnie to- odpowiedział obojętnym głosem.
- Złoty chłopiec jak zawsze szuka przygód- zakpił Snape wkładając do ust następną kostkę smakołyku.
Salazar obrzucił go gniewnym spojrzeniem.
- Nie jestem żadnym, cholernym Złotym Chłopcem- warknął zły, a magia zawirowała do dokoła niego niebezpiecznie, wywołując na jego twarzy grymas bólu.
Draco zacmokał niezadowolony słysząc przekleństwo, jednak szybko się uspokoił widząc wpatrzone w niego zielone oczy.
Severus przewrócił wymownie oczami zjadając ostatni kawałek czekolady. Zastanowił się nad słowami Pottera. Co raz bardziej intrygował go ten bachor. Dzieciak się zmienił. I to drastycznie, nie tylko z wyglądy, ale i z charakteru. To jak nosił głowę, jak się ubierał, a nawet jak się odzywał, tak jakby był arystokratą. Ale to nie mogło być możliwe. Chłopaka wychowali mugole i do tej pory nie wykazywał się niczym specjalnym. Tajemnicza zmiana zaś zaszła podczas wakacji a jego zżerała ciekawość by ją poznać. Nie tylko jego nawiasem mówiąc. Dumbledore szalał z niepokoju, McGonagall załamywała ręce z rozpaczy, bo chłopak zażądał zmiany swojego planu zajęć, a inni profesorowie byli nim oczarowani.
- Dobra Potter- Snape podparł głowę na dłoni.- Kim ty na Salazara jesteś?
- Trafił w sedno, Salazarze- zachichotał Ven.
- Gryfonem- odpowiedział bez mrugnięcia okiem Harry.- Jestem gryfonem. I mam denerwujący zwyczaj wtykania nosa w nieswoje sprawy. Tak jak i tym razem. Wiedział pan panie profesorze, że Salazar Slytherin miał starszego brata i młodszą siostrę?
- Każdy Ślizgon o tym wie- mężczyzna zmarszczył brwi.
- A wiedział pan, że założyciel waszego Domu tak naprawdę był sympatykiem szlam i mugoli?
- Jak śmiesz?!- Draco zerwał się z miejsca celując w bruneta z różdżki.- Jak śmiesz?
- To fakt, młody Ślizgonie- nie zaszczycił go nawet spojrzeniem nadal przyglądając się Snape’owi.- Był nim niemal do śmierci, kiedy to zdradzili go przyjaciele. Wtedy ich znienawidził.
- A Komnata Tajemnic?- Nie ustępował Malfoy.
- Owszem jest jego dziełem i potwór jest jego…- lekki uśmiech rozjaśnił jego twarz.- Ale nie on nakazał bazyliszkowi oczyszczenie Hogwartu z szlam.
- Więc kto?
- Jedno z dwóch.- Postukał palcem wskazującym lewej dłoni po brodzie.- Stawiam na oba warianty.
- Co masz na myśli?- Severus z żalem spojrzał na zmięty papierek, ale rozmowa zbyt go interesowałby z niej zrezygnować.
- Zemsta. Profesorze. Ród Slytherinów był bardzo ze sobą związany. Dla nich liczyła się tylko rodzina, jeśli ktoś zagroził jednemu jej członkowi automatycznie stawał się wrogiem wszystkich. Ta bardzo mściwy ród. Ich vendetta może trwać tysiąclecia. Dlatego w swoich czasach byli najbardziej poważanym rodem dominującym.
- Ładna historyjka, ale bez dowodów.- Warknął blondyn, nadal rozeźlony słowami Salazara.
Twarz Pottera przybrała szyderczego wyrazu, po czym leniwie wskazał na ozdabiającą kominek płaskorzeźbę.
- Oto Bastet- wyjaśnił.- Prawdziwy herb Slytherinów. Wąż jest tylko symbolem Domu, jaki założył Salazar.
- Nie zgadzam się- Snape pokręcił przecząco głową.- Nie masz dowodów. W każdej historycznej książce pisze, że Wąż był herbem Slytherinów od wielkiej czystki, czyli powstania tego rodu.
- Czystki?- Harry nie rozumiejąc, o co chodzi zmarszczył brwi.- W którym roku?
- VI wiek- nie przejął się drwiącym tonem profesora.- Każdy to wiem. Salazar zaś żył na przełomie IX-X wieku
- Nie możliwe- warknął.- Ród Slytherinów ma swój początek w Starych Czasach. Sam Salazar Slytherin żył na przełomie II i III wieku. Już wtedy jego ród był stary, ponad tysiącletni.
- Potter, na Historii Magii był o tym wykład w tamtym roku- wargi, Dracona uniosły się w wrednym uśmiechu.- Uderzyłeś się w głowę czy co?
Szmaragdowo-zielone oczy pociemniały z gniewu. Jak śmieli podważać jego słowa. Chyba sam najlepiej wie, kiedy się urodził i zna swoje korzenie.
- Coś tu nie pasuje- zarwał się z fotela przemierzając salon tam i z powrotem.- Ktoś porządnie namieszał.
- Uspokój się, bo znowu stracisz panowanie- upomniał go cichy syk.- Już teraz ciężko mi jest blokować ten ból. Uspokój się. Pomyśl.
Komu mogło zależeć na zatajeniu faktów? Kto chciał go aż tak oczernić na kartach historii?
- Wiedźma- wypluł z pogardą.- Tylko ty byłaś do tego zdolna. Już ja dopilnuję…
Draco i Snape nic nie rozumiejąc patrzyli na niego jak na wariata. Według nich tak się zachowywał. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
Salazar zachichotał mrocznym pozbawionym wesołości śmiechem. Widział tą wymianę spojrzeń. Zamknął oczy, boleśnie świadom swojej straconej pozycji.
Z wiedźmą nigdy nie wygrał. Była wróżbitką. To ona przepowiedziała jego drugie życie, tylko przemilczała fakt jak do tego dojdzie. Namieszała w historii by nie mógł odnaleźć swoich krewnych, by czuł się opuszczony, zdany tylko na siebie.
Prawie jej się udało. Prawie… robi wielką różnicę. Miał Vena i miał te imitacje człowieka, Voldemorta. Skoro zagrała tak ostro on nie będzie siedział i załamywał ręce. Już on przypomni światu, co to znaczy zadrzeć z Slytherinami.
- Potter, powiedz mi jedno- to Snape wyrwał go z rozmyślań.- Czym są rody dominujące?
Salazar zacisnął mocno wargi by nie zawyć boleśnie. W głowie mu się nie mieściło jak można było zniszczyć taki kawałek ich kultury tylko po to by go złamać.
Parsknął rozbawiony. To było bardziej niż śmieszne, ta ironia losu. Nie ma już dominujących, nie ma Starej Tradycji, ani nikogo, z kim mógłby się podzielić swoim bólem.
Skulił się nieznacznie, jakby przygniótł go ogromny ciężar.
- Dominujące- szepnął bezbarwnym głosem.- Potomkowie pierwszych Władców. Magia krążyła w ich żyłach niczym krew. Czysta, nieokiełzana, prawdziwa. Czysto krwiści tak byś ich nazwał. Żyli dłużej niż sobie wyobrażasz, wolno się starzeli. Prawdziwe dzieci Magii.- Westchnął.- A wszystko się zawaliło. Przez jedną, małą, głupią przepowiednię…
- O czym ty mówisz?- Chciał wiedzieć, Snape, ale odpowiedziało mu milczenie.- Potter?
Salazar uniósł na niego przepełnione smutkiem oczy. Oni go nie zrozumieją. Nie teraz. Może kiedyś.
- Pora na nas- oznajmił.
- Nie skończyliśmy jeszcze rozmawiać- warknął, profesor.
- Mylisz się. Nie jesteś w stanie pojąć prawdy.
- Skąd ta pewność? Nawet nie spróbujesz.
- Bo żądasz dowodów- znowu westchnął.- A ja chwilowo takich nie posiadam.
Staną przed drzwiami, które otworzyły się bezszelestnie. Severus i Draco niechętnie poszli za nim. Zaskoczyła ich ta rezygnacja i ten smutek. Chociaż nie wierzyli w ani jedno słowo w jakiejś części ich umysłów powstało przeświadczenie, że coś im umyka. Coś bardzo ważnego coś, co pozwoliłoby im zrozumieć to dziwne zachowanie Harry’ego Pottera.
Wyszli na korytarz niedaleko dormitorium Ślizgonów. Salazar nie zawracając sobie nawet nimi głowy ruszył do wyjścia z lochów. Snape ruszył za nim, niechętnie przypominając sobie o obowiązkach. Jego twarz na powrót przybrała ponurego, wręcz odpychającego wyrazu.
Kiedy mijali Wielki Holl zatrzymała ich profesor McGonagall. Rozłoszczona czarownica, gdy tylko zobaczyła Harry’ego omal go nie zabiła spojrzeniem. Nieznoszącym sprzeciwu tonem kazała obu iść za sobą do gabinetu dyrektora.
- Harry mój chłopcze- wykrzyknął Dumbledore na ich widok.- Gdzieś ty się podziewał?
Salazar zerknął na niego ponuro.
- Tu i tam- odwarknął niemiło.
- Panie Potter- oburzyła opiekunka jego Domu.
- Wszędzie cię szukaliśmy- błękitne oczy dyrektora uważnie śledziły jego twarz.- Wszyscy się martwili.
- Nie potrzebnie. Nic mi nie jest.
- Gdzie byłeś?- Nie ustępował starzec.- Teraz skoro jesteś pod opieką szkoły musisz odpowiedzieć.
Harry sapnął rozłoszczony. Chciał być sam, musiał wszystko przemyśleć.
Głupi stary dziad. Nie da mi spokoju.. Ale niech się nie spodziewa, że powiem prawdę.
- Widzi pan dyrektorze. W tamtym tygodniu znalazłam tajne przejście, którego nie znałem.- Tak jak się spodziewał wszyscy skupili na nim uwagę, delikatnie nasączył swoje słowa magiczną sugestią, łżąc w żywe oczy.- Wczoraj nareszcie znalazłem trochę czasu by go zbadać. Byłem tym tak podekscytowany, że nie zdążyłem nikogo powiadomić. Tak, więc zacząłem swoją małą przygodę. Na początku było nawet fajnie, dopóki na mojej drodze nie pojawiła się dziura, której nie zauważyłem… wpadłem w nią, zjechałem jakąś ślizgawką, nabijając sobie kilka siniaków. Kiedy w końcu odzyskałem zdrowy rozsądek odkryłem że utknąłem w ciasnym przejściu. Może i bym się uwolnił… Aż wstyd się przyznać.. Kiedy spadłem upuściłem różdżkę… I w ten oto sposób przestałem kilkanaście godzin czekając aż ktoś mnie znajdzie. A tu nikogo ani widu ani słychu. Dopiero jakieś dwie godziny temu usłyszałem jak ktoś idzie. Zawołałem i w ten oto sposób zostałem znaleziony przez profesora Snape’a.- Severus słysząc to zakasłał zaskoczony, sztyletując plecy chłopaka morderczym spojrzeniem.- Po kilku próbach byłem wolny. I to koniec historii.
- To… bardzo niesamowita przygoda…- Dumbledore nie mogąc znaleźć fałszu w słowach ani zachowaniu Harry’ego odetchnął z ulgą. Chłopcu nic nie było.- 20 Punktów od Gryffindoru. Przykro mi.
- I szlaban ze mną w każdą sobotę aż do odwołania- wtrącił swoje trzy grosze Nietoperz.
Właśnie dopiero zdał sobie sprawę, że chłopak nie dość, że nie odpowiedział na jego wcześniejsze pytanie, to teraz jeszcze wrabiał go w jakieś swoje widzimisie. Już on da mu popalić.
Sala spojrzał na niego wzrokiem mówiącym, że tego pożałuje wywołując niemiły dreszcz na plecach Mistrza Eliksirów.
- I jeszcze 50 punktów od Gryffindoru ode mnie- McGonagall spojrzała niego groźnie.- I esej na dwie stopy, czym kończy się łamanie regulaminu, na juto. Chce go mieć przed obiadem.
Jęknął ze zgrozy. Ta kobieta była szalona. Kiedy on miał to napisać? Zerknął błagalnie na dyrektora, ale ten został uciszony zanim zdążył otworzyć usta. Atmosfera zrobiła się dość nie miła.
- Harry jeszcze ktoś, kto chciałaby z tobą porozmawiać.
- Kto?
Czy ten dzień się nigdy nie skończy?
Drzwi się powoli uchyliły i do środka wszedł wysoki, chudy mężczyzna o jasnych włosach i zniszczonych szatach. Obok niego dreptał duży czarny pies.
- Profesor Lupin, Wąchacz?- Szepnął a w duchu klną, na czym świat nie stoi.
- Zostawimy was samych- uśmiech dyrektora zrobił się bardziej życzliwy. Wyprosił profesorów zostawiając ich samych.
Syriusz przybrał swoją ludzka postać i czym prędzej do niego podszedł. Ven nawet się nie zawahał odcinając mu drogę do swojego Pana.
- Harry?- Zdziwił się jego ojciec chrzestny.
- Wpuść go- wysyczał, a Ven niechętnie go posłuchał.
- Harry?
- Wybacz, to moja ochrona- zwiesił głową. Czuł się dziwnie.
Widząc tego człowieka w jego sercu pojawiła się melancholia i tęsknota. Syriusz Black. Szlama, kryminalista, poszukiwany. Był namiastką rodziny, jaką kiedyś posiadał.
Przez jedna krótką chwile chciał być znowu Harrym Potterem a nie Salazarem Slytherinem, ale niestety nie mógł. Chociaż… podejmując decyzję w ułamku sekundy, przytulił się do mężczyzny. Ten jeden raz. Ostatni.
- Tak się martwiłem- usłyszał cichy szept tuż nad uchem.- Myślałem, że cię straciłem.
- Jestem tu- Harry przełknął dumę. To nic, że przytula go szlama.- I nigdzie się nie śpieszę.
- Gdzie byłeś? Czemu się ukrywałeś?
- Nie chce o tym mówić- odsunął się od niego.
Jego twarz wykrzywił dziwny grymas. Syriusz widząc zmianę na twarzy chrześniaka znowu przyciągnął go do siebie. Prze te ostatnie tygodnie tak się bał o niego.
- Już dobrze- szepnął, zaczynając głaskać chłopaka po włosach.
Harry spiął się a gdzieś na dnie jego świadomości zawrzała furia. Jak on śmiał go w ten sposób dotykać.
- Zawsze będę po twojej stronie- szeptał a jego głos pył ciepły i delikatny.- Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.
Salazar przymknął niechętnie powieki, powoli się rozluźniając. Czuł się znowu małym chłopcem, który wpakował się w kłopoty, a jego brat ponownie go pociesza.
Syriusz nadal mówił nie zdając sobie sprawy, że chłopak go nie słucha pogrążony w swoich myślach.
Septimusa… Wielkie Moce dałbym wszystko by znowu go widzieć. On znał odpowiedz na każde moje pytanie.
- Nie załamuj się Sal- śmiał się.- Ojciec nie jest zły. Tylko, jakim cudem znalazłeś się w jaskini tego smoka?- Zachichotał bardziej przyciskając do siebie drobnego chłopca.- Mama posiwiała o kilka lat. Pamiętaj trzymaj się z daleka od bestii, które cię nie rozumieją.
- Ale Azrael nie miał nigdy problemów z smokami- żalił się cicho popłakując.
- Och, Sal, głuptasie- Sep zaśmiał się rozbawiony.- Azrael był niesamowitym magiem. Potrafił władać każą bestią. To, że wywodzimy się z jego rodu nie znaczy, że też to potrafimy.
- Dlaczego?- Spytał unosząc zapłakaną buzie.
- Ponieważ ten dar jest rzadkością. A jak już chcesz koniecznie sprawdzać, czy go posiadasz to radzę na początku oswajać jakieś mniej groźne stworzenia. Rozumiesz?
- Tak…
- Harry? Harry, coś się stało?
Salazar wyrwany z wspomnień zamrugał zdezorientowany próbując sobie przypomnieć, gdzie jest.
- Nie nic- odparł.- Muszę iść. McGonagall kazała mi na jutro napisać esej.
- Więc idź.- Z ulgą poczuł jak oplatające ramiona go puszczają.- Pamiętaj pisz.
- Dobrze- przysunął się do drzwi.
- Dobrej nocy, Harry.
- Dobranoc, Syriuszu.
Kiedy tylko opuścił gabinet znowu zaczął normalnie myśleć.
Co mnie opętało, że pozwoliłem tej szlamie się przytulać?! To nie był Sep! Ale przez chwile nim był..
Wściekły wszedł do wieży. Obserwowany zaciekawionymi spojrzeniami, gryfonów czym prędzej zniknął w pokoju. Szybki prysznic zmył z niego brud oraz dotyk Syriusza. Tylko silna wola powstrzymała go od dokładnego wyszorowania swojego ciała.
Musi odpocząć. Oderwać się od tego wszystkiego. Z ulga zabrał się za esej. Dziwnym trafem stał się dla niego wybawieniem.

Colorimutio - Colorimutis
Łac. Coloris [kolor, barwa, pigment, kolor skory, wygląd zewnętrzny] Commutatio [zmiana, odwrócenie, wymiana, podmiana]


Set, wena jest ale czasu trochę mało się zrobiło.
Angel, lubię zaskakiwać..
Zmienna, być może. Tylko nie przedawkuj :)
Ju, to nic. Dzięki za wytknięcie błędów. Nie mam Bety więc sama muszę sobie radzić z błędami a wszystkiego jakoś nie mogę wyłapać. Cieszę się że Ci się podoba.  

9 komentarzy:

  1. Heh... i tak ma być. Rozdzialik super. Chciałabym zobaczyć miny Severusa i Draco jak dowiedzą się kim tak naprawdę jest Harry... O ile w ogóle się mają dowiedzieć ;D Jejku niedawno był rozdzialik a tu już nowy. Trzymaj tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej!

    Zgadzam się z Angel. Prawdopodobnie dostaną palpitacji z szoku! ;P
    Rozdzialik boski! Oby tak dalej! *kiwa głową* Dużo weny i pomysłów na kolejne rozdziały. Swoją drogą jak Rowena śmieła namieszać w przeszłości Salazara?! Oh! Nie daj się Sal! Pokaż reszcie kto tu rządzi!!!

    Pozdrawiam,
    Cicha

    OdpowiedzUsuń
  3. No ja myślę, że żałujesz! I masz za co przepraszać. ;P

    No, ale teraz seria. Blog super! Nie zawodzisz swoich fanów jeśli chodzi o treść rozdziałów i mimo małych błędów trudno się id niego (bloga) oderwać.
    Już nie mogę się doczekać dalszych części opowieści!
    DUUŻO czasu na pisanie oraz GIGA weny życzę!

    Pozdrawiam,
    Zmienna

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę pojąć jak można było tak zmienić historię, a co za tym także zniszczyć kulturę, tradycję oraz osłabić moc drzemiącą w czarodziejach, gdyż rody dominujące przestały istnieć, a także ich istnienie wymazano z kart historii. I do tego wszystkiego dopuścili się osoby, które wcześniej Sal uważał za przyjaciół. Nie mogę się doczekać, kiedy zacznie się mścić, bo mimo na wielką skalę przygotowań Roweny i tak na nic się to zda, Sal nie jest słabym człowiekiem. Niecierpliwie czekam na moment, kiedy Sev i Draco dowiedzą się o prawdziwej tożsamości Pottera.
    Pozdrawiam i życzę ogroooomnej weny i duuuuużo czasu potrzebnego do pisania kolejnych rozdziałów:) Do następnego, oby juz niedługo:)

    OdpowiedzUsuń
  5. To chyba jakieś przekleństwo.
    Przyjaciele Harrego to donosiciele a przyjaciele Salazara to zdrajcy. O_o
    Też nie mogę się doczekac, kiedy w końcu Sev i Draco dowiedzą się prawdy i kiedy zechcą w nią uwieżyć.
    Sal odwiedzi Komnatę Tajemnic?
    Szkoda jego książek, może można je jakoś naprawić? Oby tak.
    Ubustwiam Vena xDD
    Och i mam nadzieje, że opiszesz szok nauczycieli co do nagłej poprawy zdolności ,,Harrego'' ;]
    A co z Dumblelovem? Nic nie planuje? Tzn, nie ma starzec żadnych planów któer Sal mógłby pokrzyżować? ;D
    Do lochu z ropuchą! *za jej plecami staje tłum z widłami i pochodniami oraz transparentami ,,do piachu z Umbridge''!*
    Pzdro i Życzę weny.
    Mam nadzieje, że nastepna nocia niedługo się pojawi. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem tak. Historia jest genialna. Jestem tu pierwszy raz, ale jako, że jestem fanką HP to wykryłam kilka błędów: Syriusz Black był arystokratą. Jego kuzynka, Narcyza Malfoy (wcześniej Black) jest matką Draco. A Syri trafił do domu Godrick'a bo nie lubił zasad rodziny i był jedynym Blackiem, który stał się Gryfonem.
    Ale rozumiem, że to zapewne na potrzeby opowiadania, a ten błąd nie przeszkadza w czytaniu. Cóż, życzę weny i idę czytać 6, bo tylko ten mi został.
    Sayo~! Nara~!
    Narya

    OdpowiedzUsuń
  7. 39 year-old Data Coordiator Winonah Simnett, hailing from Port McNicoll enjoys watching movies like Laissons Lucie faire ! and Polo. Took a trip to Shark Bay and drives a Sportage. sprawdz moje kompetencje

    OdpowiedzUsuń