niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 03


Pod maską Pottera…

Następne dni zleciały Harry'emu niesamowicie szybko i musiał przez to skorygować swoje plany. Dziś był piątek a on siedział w bibliotece kończąc esej na transmutację. Szczęście w nieszczęściu był sumienny, prace domowe odrabiał na bieżąco, co go trochę irytowało. Jednakże doskonale pamiętał srogie kary swojego mistrza, gdy był opieszały. Wzdrygnął się nieznacznie na wspomnienie jednej z nocy spędzonej w lodowatej wodzie bez możliwości używania czarów.
Całe szczęście mój kat nie żyje od wieków.
Schował ostatni pergamin, po czym wrócił do swoich badań. Znowu przeglądał „Historię Hogwartu” i te nieliczne fragmenty mówiące o płaskorzeźbie prowadzącej do ukrytego korytarza. Za jego czasów nie spotkał niczego takiego. Ok., są ukryte przejścia i tak dalej, ale nie na tym konkretnym odcinku korytarza, tam powinien znajdować się wnęka z jego pokojami. Tylko sęk w tym, że nigdzie ich nie było, ani opisywanego dzieła sztuki. Nic, gołe ściany i tyle.
Zirytowany popukał palcem wskazującym w czytany tekst. Nie namyślając się długo wybiegł z biblioteki, szczegół, że zabrał książkę ze sobą, odda ją później. Używając kilku skrótów w ciągu kilku minut był w lochach.
I tu jego plan się kończył. Owszem mógł wejść do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, ale jak by im to wytłumaczył. Przecież nie może im powiedzieć, kim jest.
- Mamy towarzystwo- cicho zasyczał jego strażnik.- Są jacyś dziwni…
Salazar spojrzał na intruzów najpierw niechętnie a później musiał zebrać całe swoje opanowanie by nie zrobić głupiej miny. Czwórka młodych Ślizgonów, była czymś całkowicie upaćkana i wytarzana w pierzu. Dziwne bąble zdobiły twarze a zamiast włosów mieli wodorosty. Trudno było określić ich płeć, tylko oczy były nienaruszone.
- Co się gapisz?- Warknęła jedna z postaci skrzeczącym głosem.
- Co wam się stało?- Spytał oszołomiony.
- Nie twoja sprawa, głupi gryfonie.
Skrzywił się wewnętrznie na ten komentarz. Nie był gryfonem, i nie był głupi, do jasnej cholery!
- Wyglądają jakby ktoś ich chciał zmienić w kurczaki…- ciszę przerwał rozbawiony syk nad jego uchem.
- Zamknij się Ven- warknął niemiło.
- No, co? Przecież sam tak uważasz… kurczaki są smaczne.
Harry zamknął na chwilę oczy powstrzymując się od śmiechu, a Ślizgoni zezowali na niego podejrzliwie.
- No dobra- westchnął.- Jakimi klątwami dostaliście?
- A nie widać?- Cienki głosik jednego z dzieciaków był żałosny.
Szybko niczym wąż, wyjął różdżkę celując w nagle przestraszonych uczniów.
- Formea Apoctis- mruknął zaklęcie z lubością.
Na Ślizgonów opadł delikatny błękity pył a w reakcji z skórą nastolatków zmieniał ich wygląd. Harry przyglądał się z dumą jak odzyskują właściwą postać. Cztery młode Ślizgonki patrzyły na niego szeroko otwartymi oczami, by po chwili z cichymi okrzykami zaskoczenia cieszyć się odzyskanym wyglądem. Zmarszczył brwi tknięty nagłą myślą.
- Dlaczego nie poszłyście do pielęgniarki?- Zapytał mrużąc podejrzliwie oczy.
Na bladych już twarzach pojawiły się szkarłatne rumieńce. A stojąca na przedzie brązowowłosa dziewczyna wymamrotała coś pod nosem.
- Wybacz- warknął.- Dużo rozumiem, ale bełkotu już nie.
Dziewczyna zarumieniła się jeszcze bardziej a jej jasne, szare oczy ciskały błyskawice.
- Bo, jedno z zaklęć zmieniło…- zamilkła speszona.- No wiesz..- Niezgrabnym ruchem ręki wskazała na dolne partię ciała.- A skrzydle szpitalnym są gryfoni..
- To nie były kurczaki- zasyczał rozradowany mój towarzysz.- To już koguciki…
- Nienawidzę cię- burknął ignorując zaciekawione spojrzenia dziewczyn.- To było żenujące…
- A my, co mamy powiedzieć?- Oburzyły się, robiąc groźne miny.
- Dobra, nieważne- potrząsną głową.- Mogę mieć do was prośbę?
- Tak?- Szepnęła jedna z nich czujnie.
- Możecie zawołać Malfoy?
- Po co?
- Mam z nim interes do omówienia.
Robiąc groźne miny, minęły mnie szerokim łukiem, po czym szybko zniknęły za zakrętem.
- Ven, jak mogłeś…- wysyczał zrezygnowany.
- No, co? Lubię kurczaki. Najlepiej dobrze przyprawione ze złocistą skórką…- bazyliszek poruszył się delikatnie po opasce.
- Od kiedy to bazyliszki lubią kurczaki?- Spytał zaciekawiony.
- A nie lubią?
- Nie.
- Dziwne, a wyglądają na apetyczne. W szczególności z ostrym sosem.
- Ven, czy ty mówisz o moim ulubionym daniu?
- Oczywiście. Ale dlaczego, bazyliszki nie lubią kurczaków?
- Bardziej kogutów.
- Jak to? Przecież one są nie groźne!- Oburzy się wąż.
- Ponieważ się ich boją.- Harry zachichotał rozbawiony, gdy usłyszał zbulwersowany syk swojego towarzysza.- Pianie koguta jest zgubne dla bazyliszka.
- Ale ja nie rozumiem. Znałeś w ogóle kiedyś jakiegoś bazyliszka, że tak mówisz? Może mnie oszukujesz?
Twarz Salazara na powrót stała się poważna i zdystansowana.
- Tak znałem- przyznał.- Dostałem ją od Septimusa na 16 urodziny.
- Jaka była?
- Fea była trochę jak ty- Harry pozwolił by jego głos przycichł.- Uwielbiała moją siostrę, mnie tylko tolerowała.
- Co się z nią stało?
- Została zabita.
- Kto się ośmielił?!
- Ja…
- T-ty.. Dlaczego?
- Nie byłem sobą. Bałem się jej, a ona mnie zaatakowała.
- Zaatakowała? ZAATAKOWAŁA?!- Syk, Vena stał się głośniejszy, bardziej agresywny.- Jak mogła?! Już ja bym ją urządził…
Salazar z czułością dotknął małej ozdoby, tak bardzo chciał, żeby Ven był prawdziwym bazyliszkiem. By mógł poczuć się bezpiecznym, otoczony twardymi łuskami. Zapragnął by Ven był prawdziwym Królem Węży, ale niestety pozostawał małą jadeitową ozdobą.
Jakby w zaprzeczeniu na jego ponure myśli poczuł jak coś delikatnie do dotyka, muskając ubrania.
- Potter…
Harry odwrócił się błyskawicznie w stronę właściciela głosu. Niecałe dwa metry od niego stał z niezadowoloną miną Draco Malfoy.
- Malfoy- jego głos nadal był lekko syczący, niebezpieczny.
- Chciałeś ponoć ze mną porozmawiać.
- Owszem.
- Nie lubię go- zasyczał Ven.- Umie oszukać moje zmysły. Nie ufaj mu.
Salazar zignorował słowa swojego strażnika, bacznie przyglądając się Ślizgonowi, który również nie był zbyt ufny.
- Szukam pewnej płaskorzeźby- Harry starannie dobierał słowa, obserwując reakcję blondyna.- Która według Historii Hogwartu powinna być gdzieś tutaj, lecz nie ma po niej śladu. Chce wiedzieć, co wiesz na ten temat.
- Płaskorzeźba?- Wąskie usta, Dracona wygięły się w kpiącym uśmiechu.- Pomyliłeś się Złoty Chłopcze, tu nic takiego nie ma.
Sal skrzywił się wewnętrznie na ten przydomek a Ven zasyczał groźnie.
- Głupi bachor…
- Być może- w dłoniach Harry'ego pojawiła się opasła księga. Sprawnie odnalazł odpowiednią stronę, po czym przeczytał.- Według podań uczniów Domu Slytherina w wiodącym do ich lochu korytarzu, za płaskorzeźbą Bastet, znajduje się przejście do pracowni ich patrona. Nie jasną jest jednak sposób dostania się tam. Wiadomo jednak, że to dzieło sztuki nie istniało za życia Salazara Slytherina. Kto je tam umieścił i dlaczego pozostaje tajemnicą do dziś.
- Nigdy nie widziałem tej Bastet- Ślizgon wzruszył obojętnie ramionami.- Nie wiedziałem, że w Anglii oddawano cześć dla kociej bogini.
- To nie bogini tylko magiczna bestia- pouczył go niecierpliwie Salazar.
- Naprawdę? Nigdy nie słyszałem.
- Stworzenie z ciałem lamparta, skrzydłami smoka i rogami. Bardzo potężnie magicznie, potrafiące przybrać ludzką postać.
- Wow. Skąd to wiesz?
- Z książek. Wytęż te bezużyteczne szare komórki trochę i skup się.
- Ej!- Warknął Draco, mrużąc z niezadowolenia oczy.- Nic na ten temat nie wiem. Dotarło?
- Ta…- Harry zapatrzył się w kamienną ścianę.- Ale musi być..
Był zły. Bardzo zły. Chciał dostać się do swoich pokoi jak najszybciej. Tam była jego różdżka. Jego księgi…
- P-potter?- Malfoy nagle podenerwowany, zaczął się od niego odsuwać.- Co ty robisz?
- Szukam- odpowiedział, a jego głos przypominał podmuch arktycznego powietrza.- Gdzie jesteś? No, gdzie? Odpowiedz mi!... ODPOWIEDZ MI!...BASTET!
Pozwolił by emocje wzięły nad nim górę. Już nie dbał o pozory. Miał gdzieś, co pomyśli sobie o nim ten robak.
Minął zszokowanego, Malfoya i podszedł do ściany. Ułożył na niej płasko obie dłonie. Uwolnił swoją magię.
Draco patrzył na niego w przerażeniu, czuł jak panika narasta w nim z każdą chwilą. Osoba stojąca nieopodal niego nie mogła być Harrym Potterem. Złoty Chłopiec się tak nie zachowywał. Tak nieustępliwej, tak rozkazująco, tak władczo…
Zimy dreszcz przeszył ciało blondyna a on sam zgiął się w pół pod naporem mocy. Mocy tak potężnej i mrocznej a jednocześnie tak fascynującej i pięknej…
Salazar jeszcze raz wypowiedział nazwę stwora, ale tym razem cichszym, bardziej syczącym głosem. Kiedy nic się nie wydarzyło emocje znowu przejęły nad nim kontrolę. Uderzył pięścią w kamień.
- Dlaczego?- Szepnął ochryple.- Dlaczego odmawiasz mi przejścia? Bastet…
Nieświadomie wypowiedziane słowo w wężomowie dało nieoczekiwany efekt. Ściana zafalowała niczym tafla wody, do której wrzucono kamień. Salazar zrobił krok do tyłu czekając, lecz nic więcej się nie stało.
- Bastet!- Powtórzył w napięciu, ale to również nie dało efektu.
Zirytowany spojrzał na Malfoy jakby to była jego wina, ten zaś patrzył na niego przerażony.
- Co tu się dzieję?!- Obaj chłopcy aż podskoczyli na dźwięk czyjegoś wściekłego głosu.
Harry warknął niezadowolony. Ven znowu go nie ostrzegł. Odwrócił się przodem do intruza. W ich stronę szybkim krokiem szedł Snape, a jego czarne szaty powiewały za nim groźnie.
- Potter!- Nazwisko chłopaka zostało wyplute przez niego niczym przekleństwo.- Co zrobiłeś panu Malfoyowi?
Salazar przechyli delikatnie głowę, a jego szmaragdowo-zielone oczy pociemniały nieznacznie z tłumionej furii. Znowu utkwił wzrok w ścianie. To go za bardzo irytowało.
- Bastet…- powtórzył ignorując całkowicie rozwścieczonego profesora.
Już miał zrezygnować, kiedy dostrzegł nikły napis na kamiennej ścianie. Zmrużył oczy by go odczytać.
Imię Bastet?…
Zaskoczony zamrugał. Wężoskrypt. Tylko ktoś z jego rodziny potrafił się nim posługiwać. I ta wiadomość. Znał tylko jednego takiego stwora. Znał jego imię.
Niezadowolony poczuł ostre pchnięcie w plecy. Odwrócił się błyskawicznie. Snape stał naprzeciwko niego z wściekle wykrzywioną twarzą, w wyciągniętej dłoni trzymał różdżkę. Gdyby nie ochrona Vena to by oberwał jakimś zaklęciem.
- Animalecturi- warknął gniewnie, zagłębiając się w umyśle profesora.
Nie bawiąc się w subtelności przeprowadził szturm na osłony, jaki nałożył Mistrz Eliksirów. Zanotował gdzieś na dnie świadomości ból, jaki sprawił mężczyźnie. Przebił się przez barierę zagłębiając się od razu w wspomnieniach Snape’a.
Ból odrzucenia.. Odtrącenie… Zdrada… Upokorzenie… Przydział do domu, Slytherina… Duma… Radość.. Fascynacja czarną magią… Osiągnięcia w dziedzinie eliksirów… Złamane serce…
Salazar brutalnie został wypchnięty z umysłu swojego nauczyciela. Snape zaś kulił się na kamiennej podłodze ściskając głowę ramionami. Nie ruszał się. To nie on powstrzymał go przed atakiem.
Delikatne drganie powietrza ochraniało Mistrza Eliksirów.
- Ven?- Salazar był zdumiony takim zachowaniem swojego towarzysza.
- Nie mogłem pozwolić ci go zabić- syk bazyliszka był przesiąknięty skruchą i niepewnością.- Musisz tu pozostać.
Sal westchnął odpychając od siebie złość. Ven miał rację. Nie mógł sobie na razie pozwolić na wyrzucenie ze szkoły. Niestety jego brak samokontroli wywabił Ślizgonów z ich dormitoriów. Teraz stali i patrzyli na niego z czystym przerażeniem wypisanym na twarzach.
Salazar wskazał na nich różdżką.
- Oblive Malefactis- rzucił na nich zaklęcie.
Westchnął zrezygnowany, po czym przełykając dumę podszedł do mężczyzny i ukląkł przy nim. Musnął palcami jego odsłonięty kark. Snape drgnął niekontrolowanie i z zadziwiającą szybkością odskoczył od niego.
- Spokojnie- Harry zmusił się do ponownego dotknięcia tego człowieka, łapiąc jego nadgarstek w silnym uścisku.- A teraz mnie posłuchasz. Mógłbym z łatwością pozbawić cię wspomnień tego, co się tu zdarzyło, ale tego nie zrobię. Proszę to zapamiętać dobrze, profesorze. Nigdy więcej nie rzucaj na mnie zaklęć, albo cię zabiję.
- Grozisz mi?- Snape zadziwiająco szybko odzyskał nad sobą panowanie, chociaż jego czarne oczy nadal zdradzały pewną nerwowość.
- Tak- twarz Pottera na powrót przybrała niebezpiecznego wyrazu.- I proszę mi uwierzyć, nic mnie nie powstrzyma. Nie jestem miłosiernym dyrektorem ani opętanym przez głupie ideały Voldemortem. Zabije bez ostrzeżenia, gdyż dawanie ich nie jest w moim stylu.
- Nie boję się ciebie…
- Powinieneś- zły uśmiech rozjaśnił twarz nastolatka.- Następnym razem Ven cię nie uratuje. Zniszczę twój umysł i wyrzucę niczym zepsutą zabawkę. Zrozumiałeś?
Severus Snape przeżył w swoim życiu nie jedno. Groźba śmierci wisiała nad nim przez większość życia, ale nigdy wcześniej nie czuł by była tak blisko jak dzisiejszego wieczora. Uratował go czysty przypadek. Niechętnie skinął głową obiecując milczenie. Z ulgą powitał puszczenie jego ramienia. Śmierć odstąpiła od swojej ofiary.
Nim Mistrz Eliksirów zdołał mrugnąć Potter stał nad rozhisteryzowanym Malfoyem. Cichy niezrozumiały szept znowu napełnił powietrze magią.
- Uspokój się, Malfoy. Weź się w garść, bądź mężczyzną. No, dalej- magiczna sugestia zaczynała działać, blondyn nie był już tak przerażony.- Tobie też daruję. Pamiętaj o tym, co się zdarzyło. I pamiętaj, jakie konsekwencję za takie czyny wyciągnę. A teraz spadaj stąd, zanim zmienię zdanie i potraktuję cię jakąś klątwą.
Malfoy niedostrzegalnie skiną głową i szybko uciekł w stronę nadal tempo patrzących w przestrzeń Ślizgonów.
- Cisza nocna- Salazar spojrzał na obserwującego go bacznie profesora.- Pora na mnie. Dobranoc, profesorze.
Odpowiedziała mu cisza. Kiedy oddalał się korytarzem usłyszał jak uczniowie domu węża na powrót ożywają. Czas znowu przyśpieszył.
- Ven?
- Tak?
- Nie rób więcej niczego, co by zmusiło mnie do ataku na ciebie- wysyczał ostrzeżenie.
- Zrobię. Ktoś musi być twoim sumieniem.
- Wiec dopilnuj bym nikogo po drodze nie przeklął.
Poczuł rozbawienie swojego towarzysza, kiedy przemieszczał się owijając ogon wokół jego ucha.
- To by było zabawne.
- Taak- złość już opuściła Salazara. Znowu nad sobą panował.- Ale na dziś dość. To aż dziwne, że moja magia nie sprowadziła nam na głowę Dumbledore'a.
- Osłaniałem korytarz- w głosie Vena pobrzmiewała duma.- Nikt więcej nie poczuł twojej złości.
- To dobrze.
Szybko wspinał się po schodach w kierunku wieży. Mijał pogrążone we śnie portrety, samemu pragnąć znaleźć się już w łóżku. Jeszcze jeden zakręt.
Zdążył poczuć tylko jak ktoś odbija się od osłony Vena, a on sam w rozpędzie nie rozdeptał czegoś różowego. Zatrzymał się obserwując jak to coś z trudem się podnosi. Nie coś tylko Umbrige.
- Pan Potter?- Wysapała różowa ropucha.- Co pan tu robi?
- Idę, pani profesor- zakpił.
- Jest już cisza nocna. Gdzie byłeś, chłopcze?
- Miałem szlaban z profesorem u Snape’a w lochach- skłamał gładko.- Musiałem przygotować ingrediencje i trochę się zasiedziałem.
- 20 punktów od Gryffindoru- uśmiechnęła się słodko.- Wracaj do wieży.
- Dobranoc, pani profesor- skłonił nieznacznie głowę powstrzymując się od przeklęcia jej jakoś paskudną klątwą.
Następnym razem..
Nie zatrzymywany więcej dotarł do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Nie zwracając uwagi na uczniów, którzy się tam znajdowali przemknął po schodach do pokoju znikając za zasłoną otaczająca jego łóżko.
Nareszcie trochę spokoju


Formea Apoctis
Łac. Farma [postać, wygląd, krzątały, rysy, oblicze] Apocatastasis [powrót do pierwotnej formy, przywrócenie]
Oblive Malefactis
Łac. Obivii [zapomnieć] Maleficium [zły postępek, zło, krzywda, nieprzyjazny zamiar, czarnoksiężnik] Factis [czyn, wypadek, działanie]


Jestem mile  zaskoczona takim zainteresowaniem mojego opowiadania. To bardzo przyjemne. Widzę, że Ven robi furorę, sama mam do niego słabość.
Sethreth, tak wspomniał o sali tortur. I nie kuś bo wykorzystał ją do podejrzanych celów^^
Justysiu, to uśmiercenie nie jest całkowite, tylko na razie Sal przejął całkowicie władzę nad wszystkim. Mam ochotę namieszać jeszcze w jego życiu.
Angel, cieszę się że Ci przypadło do gustu.
Kawaii-Neko, ale bojowe nastawienie, czyżbyś wyznawała poglądy Salazara?
Wera, mi też szkoda bliźniaków, ale nie chce robić lukrowego opowiadania w którym wszyscy akceptują nowego Harrego.
Miki, poczekamy zobaczymy jakie pomysły będą mieli:)

3 komentarze:

  1. Rozdział bardzi mi się spodobał i nim się obejrzałam już skończyłam go czytac, co trochę mnie zasmuciło. No ale cóż czekam na następny rodział, który mam nadzieję ukaże się tak szybko jak ten ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny blog!
    I dosyć orginalny, jeśli wiesz o co mi chodzi ;P

    Rozdziały przeczytałam jednym tchem. Szkoda, bo szybko się skończyło. Czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały i życzę DUUUUŻO weny. ;)

    Pozdrawiam,
    Cicha

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm... czyżby Ślizgoni mieli powoli zacząć przekonywać się do Harrego? W końcu są z jego domu ^^
    Szkoda, że chłopak nie dostał się do swoich komnat, przeklęta Bastet xD Mam nadzieje, że dostanie się tam w następnym rozdziale.
    Szkoda mi Seva. Zawsze bardzo, bardzo go lubiłam..., ale muszę przyznać, że w roli takiego słabego i bezbronnego jest naprawdę slodki *w*
    Oczywiście, domyślam się, że nie będzie to trwało długo w końcu do nadal jest mistrz eliksirów.
    Pzdro i życzę weny.
    Oby kolejna notka pojawiła się jak najszybciej.
    Seth :)

    OdpowiedzUsuń